No hej!
Miałam napisać notkę zaraz następnego dnia po napisaniu wstępu, ale tyle się dzieje, że po prostu nie dałam rady.
W niedziele przyjechała siostra z mężem i synkiem. Z powrotem zabrałam się z nimi, bo następnego dnia, czyli w poniedziałek musiałam iść donieść zdjęcia do szkoły. Moja nowa szkoła jest oddalona od mojej miejscowości ok. 20 km. To sporo i jakoś nie bardzo podoba mi się to dojeżdżanie, ale taki wybór. Co prawda w mojej miejscowości jest szkoła, ale nie zamierzam przebywać średnio 7 godzin dziennie z osobami, którym ciągną się sprawy sądowe. U siostry było całkiem...nudno :-) Ale jakoś wytrzymałam do następnego dnia. Mały pozwolił nam wszystkim dłużej pospać, bo aż do 8:30. Szok. :d Później chwilę się z nim pobawiłam, zjadłam śniadanie i poszłam spotkać się na mieście z koleżankami, które przyjechały zawieźć oryginał świadectwa do szkoły. Niestety innej niż moja. :c Było z nimi po prostu świetnie! Kaśka i Natala rządzą. Dawno się tak nie uśmiałam. Akcja w "Biedronce" ze starszą panią, która chyba wzięła nas za nienormalne, albo opowiadanie Kaśki o tym jak jej się torebka wkręciła w koło od roweru. Hahahaha. Do tej pory nie mogę myśleć o tym i się nie śmiać :-D Ogólnie było za*ebiście ;) Wróciłyśmy do domu takim małym busem. 6.90 za bilet. Zdzierstwo. Potem przez resztę dnia czekałam na kuzyna, który i tak się nie pojawił. A szkoda...
Dzisiaj mam już za sobą wizytę sklepie i w szkole ( tej w mojej miejscowości). Do szkoły musiałam jechać po odbiór zdjęć, bo i tak nie będę do niej chodzić. Wszystko mam już pozałatwiane (chyba). Teraz wakacje pełną parą. :)
Jutro albo jeszcze dzisiaj się odezwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz